poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział 14.

5 stycznia
Jess

Jak się okazało to Rox trafiła do szpitala. Co jej odbiło ? Po naszej kłótni od razu poszła do domu, zamknęła w łazience i zaczęła ciąć. Chory człowiek. Co ją ugryzło ? Jak się dowiedziałam dobrze znany nam lekarz mówił, że to nie była jej pierwsza próba samobójcza. Po co to robi ? Rozumiem, że sądzi, iż została sama bo bez rodziny, ale ma nas do cholery ! Ma mnie. Wiem, że nie było mnie przy niej, kiedy najbardziej potrzebowała mojej obecności, ale co miałam zrobić ? Iść sobie na pieszo z Francji do UK ? Serio kurwa ? Jej charakter czasem naprawdę mnie denerwuje, ale ją kocham. Na domiar złego ta laska Hazzy - Liz, dała mi narkotyki. Sama nie kontaktowałam tamtego dnia. El mówiła, że ta dziewczyna zabrała mnie do siebie na noc. Boże, a co jeśli ona jest lezbą ? Nic nie pamiętam. Wiem jedynie, że jestem cholernie na nią wkurzona. Nie znam jej, ona nie zna mnie. Co się kurwa ze mną dzieje ? Od kiedy dowiedziałam się, że mój chłopak w każdej chwili może umrzeć mój mózg kompletnie szwankuje. Nie myślę w ogóle. Z zamyśleń wyrwał mnie głośny trzask dochodzący z kuchni. Szybko zerwałam się na równe nogi i pobiegłam tam.
-Spokojnie, to tylko szafka-zaśmiał się Zayn.
-Błagam Cię, usiądź-dotknęłam jego ramienia.
-Daj spokój. Nie mogę ciągle leżeć. Jeszcze żyję-uśmiechnął się do mnie.
-Jeszcze ..-szepnęłam i z trudem przełknęłam ślinę.
-Jess-odwrócił mnie przodem do siebie i spojrzał w oczy. Przycisnął mocniej i dotknął dłonią mojego rozgrzanego policzka.-Będzie dobrze-szepnął.-Wszystko się uda.
-Musisz zdecydować się na operację-odpowiedziałam po chwili tonąc w jego czekoladowych tęczówkach.
-Wiem-uśmiechnął się.
-Ja wiem, że wiesz. Problem w tym, że operacja może się nie udać-posmutniałam i opuściłam głowę.
-Spójrz na mnie-uniósł mój podbródek do góry i kazał znów zatonąć w jego oczach.-Wszystko się uda, uwierz mi na słowo. Nic nas nie rozdzieli-mówił z przekonaniem.-Muszę iść-szepnął patrząc na telefon, dokładnie 17 nieodebranych połączeń od Niall'a.-Przyjdziesz ?-zapytał jeszcze.
-Jasne, wpadnę tylko po dziewczyny-wymusiłam uśmiech.
-To lecę-pocałował mnie w czoło.
-Nie szalej !-krzyknęłam, gdy już wychodził. Mieli dzisiaj kolejny koncert, a ja bałam się. Lekarz zabronił mu się wysilać, skakać, tańczyć .. Po prostu serce nie mogło bić mocniej. Otarłam łzę, która spływała mi po poliku i zadzwoniłam do El.
-Bądź z Dan za 10 minut.
-Będziemy za pięć.
-Dzięki, do zobaczenia.
Schowałam iphone'a do kieszeni spodni i poszłam się przebrać. Gdy weszłam do salonu moje przyjaciółki już przyszły.
-Wypisali Rox, jest w domu-poinformowała mnie Dan.
-To dobrze-uśmiechnęłam się.
-Nie zamartwiaj się Jess. Z Zayn'em wszystko będzie okej-obie przytuliły mnie mocno. Tego potrzebowałam. Jednak nie chodziło tylko o jego chorobę. Byłam smutna z jego powodu, zażenowana z powodu kłótni z Rox i wściekła na Liz. Muszę sobie poważnie porozmawiać z tą laską. Co Hazz w niej widzi ? Przecież ona może być dla niego niebezpieczna. Może go nafaszerować prochami na śmierć, skoro za nim nie przepada. Hazz to dobry chłopak, szkoda go trochę dla takiej dziewczyny. Ahh, ta nastoletnia miłość .. Fakt - jest starszy, ale tylko o jakieś 3 miesiące. Mimo tego jest głupszy niż sądziłam. Woda sodowa uderza mu do głowy. Jest zbyt pewny siebie. Jest po prostu idiotą. Takiego go właśnie wszyscy lubimy - niewyżytego nastolatka ze słodkim uśmiechem.
-W porządku ?-zapytała Danielle, widząc, że trochę się zamyśliłam.
-Tak tylko .. muszę wam coś powiedzieć .. Wtedy, kiedy kłóciłam się z Rox i spotkałyśmy tą całą Liz i tak dalej .. to zabrała mnie potem do siebie i .. i sama nie wiem czemu, ale wzięłam to.
-Jess, o czym Ty mówisz ?-zdziwiła się El i obie patrzyły na mnie rozkojarzone.
-Narkotyki-spojrzałam lekko przejęta w podłogę, a potem na nie.
-Wiemy o tym-obie głośno westchnęły.
-Dziwka-powiedziałam po chwili.
-Pierwszy raz nazwałaś człowieka prawidłowo-zaśmiała się Dan.
-To prawda. Ciągle wyzywasz jakieś dziewczyny od dziwek, chociaż nimi nie są, co do Liz się nie mylisz-poparła ją El.
-Nie ważne .. chodźmy już lepiej, bo się spóźnimy-wymusiłam uśmiech i opuściłyśmy moje mieszkanie. Po około 15 minutach byłyśmy już w sekcji VIP na arenie. Koncert trwał. My jak to zwykle śpiewałyśmy piosenki razem z chłopakami, jak i wszystkimi fankami. Wymieniłyśmy też parę zdań z niektórymi z nich, które siedziały bliżej nas. To niesamowite, jak chłopacy działają na te wszystkie dziewczyny. Oni nie zdają sobie sprawy ile tak naprawdę robią dla tego świata, dla Directioners. Coś pięknego.
-Patrz-szturchnęła mnie Danielle, kiedy to moja głowa była na chwilę skulona w dół, by odpisać Roxy na sms-a. Podniosłam głowę i swój wzrok skierowałam na scenę. Chłopacy próbowali zrobić piramidę. Na samym dole byli Liam, Josh i Lou. Szczerze współczułam im wiedząc, że takie grubasy jak Niall, Zayn i Hazz zaraz wdrapią się im na plecy. Na samym szczycie stanął Harry, który jednak po niecałych 10 sekundach upadł na scenę. Chłopcy jak zwykle bawili się w najlepsze. Biegali, skakali, robili sobie różnorodne kawały i tak dalej. W pewnym momencie z mojego punktu widzenia zniknął Zayn. Byłam tym lekko zaniepokojona. Po chwili pozostała czwórka zleciała się w jedno miejsce na scenie i przykucnęli. To było pewne - Zayn zemdlał. Nagle na scenę wparował Paul, ochroniarze i inne osoby. Harry i Niall poszli z nimi, zabrali mojego chłopaka za scenę. Louis i Liam natomiast stali jeszcze i zaczęli przepraszać fanów za to wszystko i tak dalej. Dalsza część koncertu została odwołana. Moje oczy momentalnie się zaszkliły.
-Jedziemy do szpitala-ożywiła się pierwsza z nas Eleanor. Najszybciej jak tylko było można próbowałyśmy wydostać się z areny. Było tu jednak mnóstwo osób i wyjście zajęło nam najmniej pół godziny. Biegiem ruszyłyśmy na parking do mojego samochodu. Za kierownicą usiadła Danielle. 30 minut później znalazłyśmy się pod szpitalem. Pierwsza, jak jakieś niewyżyte dziecko wybiegłam z samochodu potykając się przy tym o własne nogi i wypierdoliłam się przy samych drzwiach. Eleanor podała mi rękę i błyskawicznie się podniosłam.
-Dzień dobry-rzuciłam szybko stojąc przy recepcji.
-Słucham-odpowiedziała dziewczyna, która miała na oko z 25 lat.
-Czy leży może w tym szpitalu Zayn Malik ?-zapytałam, chociaż to było dla mnie oczywiste.
-Za dużo już takich dziewczyn tu przychodzi, nie ma go-uśmiechnęła się szyderczo.
-Jestem jego dziewczyną, gadaj mi kurwa, gdzie on jest !-zdenerwowałam się.
-Zabawne-zaśmiała się głośno.
-Suka z Ciebie, wiesz ?-uśmiechnęłam się sztucznie.
-Zamknij się dziewczynko-podniosła głos. Byłam wkurwiona na tą dziewczynę. Jak można się zwracać tak do ludzi ? Nie wytrzymałam i strzeliłam jej z liścia. Wbiegłam do windy. Nie wiedziałam kompletnie gdzie mam iść, więc wjechałam najpierw na 1 piętro. Jak jakaś idiotka biegałam po ogromnym korytarzu.
-Jess !-wpadłam przypadkiem na naszą lekarkę.
-Doktor Dorothy !-ucieszyłam się.
-Słonko, sala 214, chłopcy już tam są-uśmiechnęła się do mnie współczująco. Podziękowałam starszej kobiecie i pobiegłam do sali, o której wspomniała. Kiedy skręciłam w mały korytarz zauważyłam kilka osób siedzących przed salą. Byli tam Niall, Harry, Liam, Louis, Josh, Sandy, Paul i inne mniej znane mi osoby.
-Jess-pierwszy zauważył mnie Louis. Podbiegłam do niego, a mój 'braciszek' przytulił mnie mocno do siebie.
-Lou, co z nim ?-zaniepokoiłam się.
-Jest narazie nieprzytomny-powiedział z trudem chłopak. Moje oczy momentalnie się zaszkliły, a łzy zaczęły szybko spływać.-Nie wiem co się stało, po prostu zemdlał ..
-Wiedziałam, że nie powinien iść na ten koncert .. W jego przypadku nie może skakać jak dziesięcioletnie dziecko-wymusiłam szczery uśmiech.
-Jess-podszedł do nas Niall. Spojrzał na bruneta i machnął głową w bok. Lou posłał mi ciepły uśmiech i oddalił się.
-Niall-przytuliłam się do przyjaciela.
-Czekamy na razie na lekarza-szepnął. Nie odpowiedziałam.-Co się stało z Rox ?-zapytał po chwili.
-Pokłóciłyśmy się i tyle ..-wyjaśniłam.
-O co ?-dopytywał. Koniecznie chciał wiedzieć. Nie mogłam mu nie odpowiedzieć.
-Jak się okazało wiele razy ktoś próbował ją zgwałcić ... byłam zła, że mi o tym nie powiedziała, później wyskoczyła z czymś, że nie jestem prawdziwą przyjaciółką, bo nie było mnie przy niej, kiedy mnie potrzebowała .. po naszej kłótni trafiła do szpitala, bo ..
-Cięła się ?-wtrącił.
-Tak-szepnęłam. Chłopakowi poleciały łzy.
-Niall, przepraszam-spojrzałam na niego cała załzawiona.
-To nie Twoja wina. Ona robi to, co jej się podoba-próbował mnie pocieszyć.-Nie martw się o nią, znam ją, jeszcze między wami będzie okej. Ważniejszy jest teraz Zayn-posłał mi ciepły uśmiech.
-Jess ?-drzwi od sali otworzyły się, a lekarz gestem ręki zaprosił mnie do środka. Wchodząc zauważyłam mojego chłopaka - kompletnie nieprzytomnego, bladego. Miał podłączone jakieś kroplówki i inne nieznane mi rzeczy.
-Doktorze Fox, co się dzieję ?-zapytałam patrząc twardo na faceta.
-Nadal jest nieprzytomny. Jess .. narawdę przykro mi to mówić, ale .. serce stanęło-spojrzał na mnie naprawdę poważnie. Przyłożyłam dłoń do ust i zaczęłam ryczeć jak mała dziewczynka. Opadłam bezwładnie na podłogę, facet również to zrobił i mocno mnie przytulił.-My nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Jeśli w ciągu doby serce nie zacznie pracować, to znaczy, że .. że po prostu nie żyje. Może to być chwilowe, a może być wieczne. Naprawdę mi przykro. Na razie nie załamuj się, poczekaj do jutra-tłumaczył.-Chcesz zostać sama ?-zapytał po chwili. Kiwnęłam głową, a on wyszedł. Po chwili do sali wkroczył Harry.
-Jess !-krzyknął dość głośno, co spowodowało, że przyszła pozostała trójka oraz El i Dan. Wszyscy usiedli na podłodze razem ze mną, a Harry i Niall tulili mnie do siebie.
-Jess, spokojnie, to nie jest pewne-mówił Liam z trudem tamując łzy.
-Słyszałaś co mówił lekarz, daj mu 24 godziny-odezwała się Eleanor, która była wtulona w Louis'a. Wszyscy bez wyjątku płakali. Płakali tak, jakby nigdy tego nie robili. Byłam po prostu załamana. A co jeśli jednak w te 24 godziny jego serce nie zacznie pracować ? Co jeśli on umrze. Moje życie straci sens. Już straciło. Nagle podniosłam się na równe nogi i wybiegłam.
-Jess !-słyszałam głosy moich przyjaciół. Skręcając za rogiem widziałam, że Niall i Lou biegną za mną. Przyspieszyłam więc. Kiedy znalazłam się w windzie nerwowo naciskałam guzik, by szybciej znaleźć się na dole. Wybiegłam ze szpitala, jak uciekinier z kliniki dla psychicznych, dosłownie. Biegłam ile sił w nogach chcąc zgubić moich przyjaciół. W dość szybkim czasie znalazłam się w moim wieżowcu i wjechałam windą na samą górę - na dach. Podeszłam do samej krawędzi i wspięłam się na schodek, by być jeszcze bliżej. Nerwowo patrzyłam w dół. Chciałam to zrobić. Musiałam. Bo co innego ? Jaki moje życie będzie miało sens bez niego ? Może to głupie i ludzie uznają mnie za idiotkę, czy za tchórza, to ja i tak wiem swoje. Kocham go i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Kiedy zbierałam się do skoku poczułam, że ktoś łapie mnie za nadgarstki i ściąga ze schodka. Opadłam na ziemię i skuliłam się. Było mi cholernie zimno bo wybiegłam w samym swetrze. Nieznajoma osoba usiadła obok mnie i okryła mnie swoją kurtką. Podniosłam głowę i zobaczyłam cholernie przystojnego chłopaka, który miał świeczki w oczach. To był .. David !
-David !?-zdziwiłam się i po chwili wtuliłam w chłopaka.
-Miło mi Cię znów widzieć, Jess-uśmiechnął się.-Ale dlaczego chciałaś to zrobić ? Nie układa się wam ?
-Wiesz ..-zadrżałam.
-Chodźmy może do mnie-zaproponował. Po chwili siedzieliśmy już u niego w mieszkaniu i zaczęłam wszystko opowiadać.
-.. więc jeśli on nie przeżyje, to moje życie nie ma sensu-tłumaczyłam dalej.
-Ale nie sądzisz, że to głupota ? Przecież co jeśli by się obudził ? Załamałby się, gdyby się dowiedział, że popełniłaś samobójstwo.
-Dzięki-uśmiechnęłam się do niego szczerze.-Za wszystko.-wstaliśmy, a David odprowadził mnie do mojego mieszkania. W windzie wpadliśmy na Lou i Niall'a.
-Jess-oboje przejęci wyrwali mnie z objęć Dave'a i przytulili.-Kto to ?-zapytał widocznie zazdrosny Lou.
-To Dave, dawny przyjaciel, uratował mi życie-odpowiedziałam.
-Chciałaś się zabić !?-podniósł głos Niall.
-Głupia sytuacja, ale mogę was prosić o autograf ?-zaśmiał się David.
-To Ty ich znasz ?-zdziwiłam się.
-Uwielbiam-odpowiedział chłopak.
-Oczywiście, że możesz-Louis od razu uśmiechnął się szeroko.-Tylko wiesz .. ta laska jest zajęta-odchrząknął.
-Lou !-walnęłam go w ramię.
-W porządku. Ja wiem, spotkaliśmy się w Paryżu.-wyjaśnił chłopak.
-Aaaaa, to Ty jesteś tym facetem. Wybacz mi za to-zaśmiali się.
-W porządku.-odpowiedział Dave.
-Wiesz David .. musimy już iść, do szpitala, wiesz ..-odezwał się Lou.
-Pewnie, powodzenia-chłopak pożegnał się z nami i wrócił do siebie. My natomiast udaliśmy się do szpitala. Zostały 22 godziny. Postanowiłam spać dzisiaj w szpitalu. Chciałam być pierwszą osobą, która dowie się o jego losie. Chłopacy wrócili do siebie. Dan i El zostały ze mną do 23. Zostało 20 godzin. Do 19, do jutra miałam zamiar siedzieć tutaj, siedzieć przy nim i czekać. Bo właśnie tylko to mi pozostało. Nie mogłam nic zrobić, liczył się tylko czas. Dochodziła już godzina 1 w nocy. Zostało 18 godzin. Ja nadal czekałam, chociaż bez sensu było siedzenie w miejscu przez kolejne godziny. Przypomniałam sobie, że przecież mam przy sobie telefon. Szybko wyjęłam go z kieszeni i przeklęłam z radości widząc, że bateria jest w pełni naładowana. Od razu weszłam na facebooka, licząc, że może z kimś będę w stanie popisać.  Po chwili dostałam wiadomość od David'a. Postanowiłam trochę zagłębić się w rozmowę.
-Nie śpisz ? :)
-Jestem w szpitalu.
-Jeszcze ? ;o
-Ta .. czekam aż się obudzi ..
-Ile czasu zostało ?
-Jakieś 18 godzin ;'(
-Naprawdę współczuję, Jess.
-Dzięki. A .. ja naprawdę cieszę się, że Cię znów spotkałam. Dziękuję za uratowanie życia ;p
-W porządku, to ja się cieszę, że mogłem pomóc ;)
Prawie wypuściłam telefon z rąk, kiedy maszyny, do których podłączony był mój chłopak zaczęły piszczeć. Zaniepokoiłam się i wstałam, a następnie rozejrzałam się. Do sali wparowali dwaj lekarze i jakieś sześć pielęgniarek.
-Jess, przykro mi, ale musisz już iść-odezwała się do mnie jedna z nich. Schowałam telefon do kieszeni i wyszłam z sali. Spotkałam doktor Dorothy, która właśnie tam szła.
-Jess, idź do domu, odpocznij, w razie co, zadzwonię po Ciebie-uśmiechnęła się do mnie ciepło kobieta. Zjechałam windą na dół i wyszłam ze szpitala. Kompletnie nie wiedziałam co robić. Dochodziła 2 w nocy. Szczerze bałam się ruszyć z miejsca. Zauważyłam jednak, jak pod szpital podjeżdża dobrze znany mi czarny Range Rover, z którego wysiadł blondas.
-Chodź do mnie-przytulił mnie. Zawsze uważałam Niall'a za brata. Całą czwórkę z resztą, ale to on był mi najbliższy. Zawsze pomagał, pocieszał, po prostu był.-Nie martw się siostrzyczko, będzie dobrze-uśmiechnął się do mnie i otworzył mi drzwi od strony pasażera. Wdrapałam się na siedzenie, a mój przyjaciel zasiadł za kierownicą.
-Odwieziesz mnie do domu ?-zapytałam.
-Nie ma mowy, jedziemy do nas-spojrzał na mnie z zaniepokojeniem.
-Przecież się nie zabiję ..
-Nic nie wiadomo-odparł posyłając mi poważne spojrzenie i odpalił silnik.
-Co tu w ogóle robisz o 2 w nocy !?-zapytałam po chwili. Nadal to do mnie nie docierało.
-Dorothy dzwoniła-odpowiedział.
-Nie musiałeś po mnie przyjeżdżać-zrobiło mi się głupio, że chłopak zerwał się z łóżka tylko po to, by mnie stąd zabrać.
-Daj spokój, musiałem-uśmiechnął się do mnie. Po jakichś 30 minutach dotarliśmy do domu chłopaków. Kiedy weszliśmy o dziwo w domu było głośno. Chłopcy nie spali, a na dodatek były tu jeszcze Dan, El i Rox.
-Jess-czarnowłosa, niewinna dziewczyna od razu podeszła do mnie i mocno przytuliła-Tak mi przykro-szepnęła. Brakowało mi tego. Myślałam, że nasza kłótnia to coś poważnego, jednak jest lepiej.-Co z nim ?-zapytała.
-Jeśli w ciągu 17 godzin się nie obudzi, to ..-zaczęłam mówić, ale nie dokończyłam, próbowałam powstrzymać łzy.
-Śpisz dzisiaj u nas-podszedł do mnie Hazz. Złapał mnie za rękę i zaciągnął do góry.-Pokój, który na pewno znasz, pokój Zayn'a, śpisz tu, nie wychodzisz wcześniej, jak o 10, zrozumiano ?-uśmiechnął się łobuzersko.
-Dzięki Styles-przytuliłam się do przyjaciela.
-Dobranoc rudzielcu-posłał mi ciepły uśmiech, a ja zamknęłam za sobą drzwi od pokoju mojego chłopaka. Ruszyłam najpierw do łazienki i wzięłam ożeźwiający prysznic. W samym ręczniku wrociłam do pokoju i ruszyłam do garderoby Zayn'a. Zaczęłam szukać mojej ulubionej koszulki wśród jego kolekcji. Kiedy ją znalazłam narzuciłam na moje nagie ciało, do tego założyłam jeszcze jego za duże na mnie bokserki. Wzięłam do ręki telefon i wygodnie położyłam się na łóżku delikatnie przykrywając kołdrą.
-Wszystko będzie dobrze-szepnęłam sama do siebie, wierząc, że wszystko się uda. Zgasiłam lampkę nocną i zasnęłam.




czeeeść :) mam dla was rozdział 14 ;) jak widzicie trochę taki smutnawy, ale mówiąc skromnie (hahahahaha) to uwielbiam ten rozdział <3 a jak wam się podoba? wybaczcie, że nie napisałam 12, jako Liz, ale nie miałam czasu i weny :/ 15 zaś napiszę ja, jako Liz, więc spodziewajcie się małej kłótni i rozpierduchy między Liz i Jess :) będzie się działo. a, no i co myślicie o rozdziale ? co z Zayn'em ? przeżyje ? myślicie, że to oczywiste, ale ja mogę być zua i go zabić, hahaha. i tak was kocham, komentujcie, do następnego ;) a no i smutno mi, że przy 13 rozdziale Rox były tylko 4 komentarze, ale AŻ koło 60 wejść ! co jest z wami ? komentujcie, bez tego ani rusz, blog nie istnieje !!! i dziękujemy bardzo już za prawie 5000 wejść *.* - Jess :)

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 13.

4 stycznia 
Roxy


Kłótnia z Jess doprowadziła do tego iż wylądowałam w szpitalu. Czemu ? Próbowałam popełnić samobójstwo. Tam tego dnia ponownie spotkałam chłopaków, którzy już raz próbowali mnie zgwałcić, ten drugi raz był gorszy, jednak uratowała mnie rudowłosa. Najpierw się cieszyłam ,ale potem to wszystko przerosło mnie. Nie wiedziałam co zrobić, gdzie się podziać. Po prostu miałam wyrzuty sumienia iż ciągle coś Jessice wypominam a sama nie jestem lepsza.
Dziś wyszłam ze szpitala. Byłam tam tylko na noc, jako na obserwacji. Odwiedził mnie Harry, Louis, Liam, Jess, Zayn, Elenora i Danielle, ale nie on. Nie wiem czemu się tym tak przejęłam. Wiem tylko to iż zabolało iż nie przyszedł. Pewnie się już nie odezwie. I w tym momencie czuję iż to co się ostatnimi dniami było ogromnym błędem. Straciłam przyjaciela ? Można to chyba tak nazwać.
Ubrana w gruby czerwony swetr i czarne legginsy przemieszczałam się po całym mieszkaniu szukając sobie zajęcia. Wyjęłam szybko laptop i zaczęłam przeglądać wszystko co możliwe by zgubić tylko czas. Weszłam akurat na Facebooka, kiedy zauważyłam iż Niall też jest dostępny. Szybko napisałam do niego wiadomość.
- Niall gniewasz się ? xx 

- Nie . xx
- Porozmawiajmy.

- Nie dziś, mamy koncert jutro a dziś próby.
- Jutro ?
- Tak , jutro.
- Więc może pojutrze ?
- Jeśli nic nie będę mieć na głowie to tak.
- No to do pojutra. Pa xx

- Pa xx.- głośno westchnęłam. On chyba jeszcze nie wie iż próbowałam się zabić. Jest źle.- pomyślałam, po czym ponownie wstałam i udałam się do kuchni gdzie pochwyciłam jabłko i razem z nim, ubrana w ciepłą kurtkę i czapkę udałam się na dół, czyli inaczej na dwór. Lekkim krokiem wstąpiłam do kawiarenki daleko od mojego apartamentu. Popijając kawę rozglądałam się wszędzie. Byłam ciągle rozkojarzona. Nie wiem co to powodowało, jednak nie panowałam nad tym.
- Hej mogę się dosiąść ? -spytał mnie dość wysoki i dobrze zbudowany brunet.
- Jasne.- odpowiedziałam posyłając mu śmiech.- Jestem Roxana, dla znajomych Rox.
- Marco.- powiedział uściskając moją dłoń.- Jesteś stąd ?
- Tak. A ty chyba z Włoch, wnioskując twój akcent i karnację ?- spytałam lekko upijając cieczy.
- Tak. Przepraszam że spytam co się dzieje ? Jesteś taka rozkojarzona.
- Wiesz wiele rzeczy się dzieje.
- Jeśli chcesz możesz się wygadać.
- Nie wiem czy mogę ci zaufać.- powiedziałam patrząc w oddal.
- Moim zdaniem, może mi zaufać, jestem osobą otwartą. Nie dawno przeżywałem śmierć rodziców.- powiedział a po jego policzku pociekła łza. Szybko starłam ją kciukiem.
- Ja nie dawno straciłam dziadków, z którymi już dość długo mieszkałam. Rodziców nie mam. Zostałam sama praktycznie, niby mam znajomych, przyjaciółkę, ale oni tak jakby nie rozumieją mojego toku myślenia.- powiedziałam pokazując mu rany na rękach. Chłopak wytrzeszczył oczy i lekko przejechał po nich palcem.
- Dlaczego to robisz ?
- Tyle rzeczy mnie przytłacza, przegrywam walkę Marco.- powiedziałam spuszczając głowę.
- Ej Roxy, to że się tak stało nie znaczy iż masz się poddawać. Pokaż wszystkim iż jesteś warta wszystkiego iż nie poddasz się ponownie tak szybko. -zawył mocno mnie przytulając.
- Ehh twoi rodzice ile mieli lat ?
- Matka 39, Ojciec 44. Byli młodzi. Wypadek samochodowy. Nie widzieli tira jadącego z naprzeciwka. Nie było szans na przeżycie.- wyszeptał pusto.
- Współczuję ci.
- Nie musisz. W Życiu każdy popełnia błędy.
- No tak prawda.- odpowiedziałam pijąc jeszcze ciepłą ciecz.
- Więc może żeby się lepiej poznać, opowiedz coś o sobie.
- No więc jestem Roxana, mam 18, jestem praktycznie z tąd, nie mam dziadków, rodziców, jestem sama no i wolna, lubię kolor czarny, fioletowy, jestem miłośniczką czekolady. I to chyba tyle, teraz ty.- zawyłam lekko się uśmiechając.
- Jestem Marco, lat 19, jestem z Włoch, przyjechałem tu by zapomnieć o wypadku rodziców, jestem też wolny, kolor no to czarny, niebieski, no i uwielbiam prawie wszystko.- powiedział chłopak puszczając mi oczko, na co ja lekko się zarumieniałam.
- Zwiedziłeś już Londyn ?- spytałam patrząc na niego. Miał na sobie dziś do samego końca zapiętą koszulę, czarne rurki, do tego bluza, Ray Bany, czarne vansy i zielona kurtka, włosy miał w nieładzie.
- Tak, jestem tu już od 3 dni więc miałem na to czas.
- Fajnie. - zawyłam krótko dopijając napój. Chłopak zrobi tak samo.
- Odprowadzić cię ? -spytał posyłając mi uśmiech. Kiwnęłam głową na tak i razem udaliśmy się w stronę mojego apartamentu.
Kiedy doszliśmy zaprosiłam chłopaka do siebie.
- Ładnie tu masz.- powiedział zdejmując buty, kurtkę i czapkę. Zaśmiałam się robiąc nam po herbacie. Kiedy do salonu zaniosłam dwie gorące ciecze Marus za ten czas oglądał jakiś album.
- Co to ?- spytał na moje zdjęcie z dzieciństwa. Wybuchłam śmiechem, bo byłam cała w błocie, a reszta z osób się ze mnie śmiała.
- Gadałaś już z twoją przyjaciółką ?- spytał pijąc ciecz.
- Ona pewnie nie ma czasu.- mruknęłam wybierając jej numer, niestety nie odebrała.- Mówiłam.
- Napewno wszystko się ułoży.- powiedział całując mnie w czoło. Marco zapisał na kartce swój numer i udał się do siebie, ponieważ spieszyło mu się czy coś takiego. Ja dopiłąm napój i po prostu położyłam się spać, dlatego bo oczy same mi się zamykały.
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Szybko wstałam i otworzyłam drzwi na ościerz.
- Cześć.- powiedział Louis. Spojrzałam na niego i wpuściłam go do środka lekko przytulając.- Jak się czujesz ?- spytał.
- Dobrze.- odpowiedziałam lekko się uśmiechając.
- Rox wiem że ostatnio ci się nie ukła...- nie dokończył, bo mu przerwałam.
- Ciii Louis, wiem popełniłam błąd. Zachowałam się jak egoistyczna suka, wiem, i żałuję iż się tak stało. Obiecałam sobie że z tego wybrnę, dlatego zapomnijmy o tym, żyjmy od nowa.- powiedziałam z lekkim bananem na twarzy.
- Nie zachowałaś się jak egoistyczna suka, dobrze ? Nie myśl tak. Każdy wie, że po prostu jesteś bardzo wrażliwa. Proszę cię nie myśl tak.- mruknął mocno mnie przytulając. Zaśmiałam się i kiwnęłam głową na tak.
- Niall wie ?- spytałam siadając na kanapie, a on zaraz obok mnie.
- Nie wie. Pojechał do rodziny, jutro się wraca.- odpowiedział mi z lekkim uśmiechem. Kiwnęłam głową iż rozumiem.
- Może się napijesz czegoś ?- spytałam lekko zmieszana po chwili ciszy.
- Nie, muszę wracać, bo za godzinę mamy próbę, bo jutro koncert.- powiedział lekko się uśmiechając.
- Aham.- odpowiedziałam patrząc w przestrzeń.
- Wiem, że nie mamy tematów na gadanie, że nie znamy się dokładniej, ale pamiętaj iż możesz mi się wyżalić.
- Kiedyś napewno skorzystam.- powiedziałam wstając i żegnając go w drzwiach. Kiedy tylko wyszedł zjechałam po drzwiach i głeboko oddychałam. Okłamał mnie. Louis lub Niall. No i teraz trzeba się tylko dowiedzieć, który mówi prawdę, a który kłamie. Nagle dostałam sms'a od Marco.
 " Co ty na to by dziś gdzieś wyjść ? xx Marco. " 
" Chętnie, o której ? xx " - odpisałam mu.
" Tak za 2 godzinki, przyjdę po ciebie "
" Okey "/
. Nie wiem czy to dobry pomysł by iść się rozerwać, ale obiecałam sobie, że nie będę zamulać, więc pójdę, tylko jest mi trochę szkoda, iż to nie będzie z Jess, która widocznie się na mnie obraziła. No i jeszcze głupio, bo choroba Zayn'a. Tak pewnie nie powinna się zachować przyjaciółka i iść z niedawno poznanym kolegą na imprezę, a nie pocieszać przyjaciółkę...
Udałam się do łazienki, tam wzięłam dość długą kąpiel, wysuszyłam włosy i lekko je wyprostowałam, na twarz nałożyłam lekki makijaż i ubrałam to, do tego czarne vansy za miast dziwnych butów. Spryskałam się jeszcze perfumami i byłam prawie gotowa. Mój telefon pokazywał prawie godzinę 20 i akurat zadzwonił dzwonek do drzwi kiedy ubierałam kurtkę skórzaną na swoje ramiona by nie zmarznąć.
- Hej.- powiedział całując mnie w policzek.
- Hej.- mruknęłam zamykając drzwi.- Idziemy ?- spytałam chowając klucze za donniczką. Chłopak chwycił mnie za rękę i oboje udaliśmy się do zamówionej taxówki.
- Więc jak się czujesz ?- spytał mnie kiedy wysiadaliśmy z taxi przed zatłoczonym klubem. Spojrzałam na niego z ukosa.
- Dobrze.- zawyłam wchodząc razem z chłopakiem do wielkiego klubu, który niczym się tak w ogóle nie wyróżniał. Był w odcieniach różu, czerwieni, fioletu. Marco pociągnął mnie do stolika, gdzie zamówiliśmy sobie drinki i wygodnie się rozsiedliśmy.
- Ehh wiedziałem, że ten pomysł nie wypali.- powiedział pijąc drinka. Spojrzałam na niego.
- Czemu ?
- Bo to może za wcześnie, w ogóle mnie nie znasz, a poszłaś ze mną do klubu zamiast siedzieć ze swoją przyjaciółką.- mruknął, ja zaś położyłam moją dłoń na jego ramieniu.
- Myślę, że dobrze zrobiłeś, ponieważ chyba przyszedł czas by dawna Roxana pomału zaczęła znikać.- powiedziałam dopijając drinka. Brunet lekko się zaśmiał i zamówił jeszcze po jednym. Kiedy tak rozmawialiśmy na różne tematy gdzieś w oddali zobaczyłam Liz. Koleżankę Harre'go. Nie poznałam jej do końca, ponieważ od razu wydawała się dla mnie nie miła. W jej towarzystwie był Harry ?
- Ej mała co się dzieje ?- spytał Marcus kładąc swoją dłoń na mojej.
- Nic takiego, chodźmy tańczyć.- powiedziałam wlewając w siebie ciecz i ciągnąc go za rękę wyszliśmy na parkiet. Muzyka była bardzo rytmiczna, jednak alkohol dawał już oznaki i od razu można było się wczuć w klimat. Marco jeździł rękoma po mojej tali, jednak ja nie pozwalałam mu na dużo. Jeszcze potrafię się opanować. Jedno mnie zastanawiało co robi tu Hazza, skoro mieli mieć próby ? Wszystko zaczęło się walić kiedy w oddali zobaczyłam też Niall'a z jakąś blondynką. Tylko nie to. Blondyn widocznie był pijany i dotykał tą blondynkę po jej ciele. Jej też się to chyba podobało. Natychmiastowo odwróciłam się do nich tyłem i po prostu zapomniałam. Nie wiem ale zabolał mnie widok Niall'a i tej dziewczyny i jeszcze to iż niby jest z rodziną. Kłamstwa wychodzą na jaw kochani.
- Ej, Roxy co się dzieje ?- spytał Marco.
- Nic po prostu baw my się.- powiedziałam robiąc grymas zamiast uśmiechu.
- Nie, widzę, że się coś dzieje, pamiętaj iż możesz się mi wygadać.- powiedział, a ja nie wiedziałam co zrobić. Powiedzieć mu czy nie ? O to jest pytanie. - Chodź wracamy.- mruknął posyłając mi uśmiech i lekko musnął ustami moje rozgrzane czoło, objął jeszcze mnie ramieniem i ruszyliśmy na dwór gdzie złapaliśmy taxówkę i podjechaliśmy pod mój apartament.
- Wejdziesz ?- spytałam go kiedy wychodziłam z samochodu.
- Nie. Musze jutro wstać do pracy. Spotkamy się jutro ?- spytał lekko się uśmiechając.
- Jasne, pa.- powiedziałam lekko go przytulając i szybkim krokiem weszłam do swojego mieszkania. Zamknęłam go na klucz, po czym przebrałam się w za dużą koszulkę i położyłam się do łóżka. Już wtedy czułam " JEST ŹLE, BARDZO ŹLE " Nie wiedziałam co ogólnie myśleć. Louis mówił co innego, Niall co innego,a potem wszystko wychodzi jeszcze na inne. No i jak tu stwierdzić dlaczego mnie wszyscy okłamują ? Nie chce tego. Oczywiście widok pijanego blondyna z pijaną blondynką zabolał mnie, fakt, ale nie wiem dalej co czuję do Niall'a. Wszystko szło na prostą, ale lekko się ukrzywiło. Jutro porozmawiam poważnie z Lou. Obiecuję to wam...


Hej, tu Roxy. Więc mamy 13 mam nadzieję iż nie jest pechowy. Wiem, wiem namieszałam dużo, jednak z tego coś potem wyjdzie, mam już lekki plan na to co się teraz dzieje wiec się nie gniewajcie. Tak samo przepraszam was za rozdział Liz który wyszedł okropny i w którym strasznie namieszałam. Przepraszam was też za wszystkie powtórki, literówki, co kolwiek co wam przeszkadza w czytaniu. Co myślicie o nowym koledze Roxy ? Czy nowa Rox wyjdzie na dobre ? Dlaczego wszyscy ją okłamują ? Co jest między nią a Niall'em ? Odpowiedzcie, chce wiedzieć co sądzicie ,no i od razu dziękuję za wszystkie komentarze, i przepraszam jeśli wam się coś nie spodoba. Kolejny rozdział Jess . Czekajcie cierpliwie. Kocham was Roxy ♥